Delenda est Carthago.✽

A co dla nas oznacza ta łacińska sentencja?
Otóż, że modernizm musi być zniszczony.

Życie już nas nauczyło, że najbardziej absurdalne i niezrozumiałe rzeczy w jednym dziesięcioleciu są niemożliwe a w następnym są normą. Niewiele czasu trzeba, żeby coś co wcześniej nie mieściło się w głowie, dzisiaj było niepodważalną praktyką, którą akceptują masy.
Tak nagle, niespostrzeżenie upadł szacunek do Najświętszego Sakramentu. Wydawałoby się z dnia na dzień. Jeszcze kilkanaście lat temu wydawałoby się to niemożliwe.

rodziny w kościele

Pamiętamy naszą I Komunię Świętą, to nie było tak dawno, kiedy rozliczaliśmy się trwożliwie z uczynków, czy byliśmy dobrzy dla rodzeństwa, czyśmy nie zasmucili rodziców, bo nie wolno przyjąć Pana Boga w grzechu ciężkim… Pamiętamy mrówczą pracę naszego sumienia, kiedy mieliśmy iść na niedzielną Mszę. Wielkie wydarzenie i wielkie zastanowienie: czy mogę iść do Komunii Świętej?

i komunia

A dzisiaj jakby nie było tego problemu. Dzieci do Pierwszej Komunii Świętej uczy się, ale dorośli, wielu, jakby nie widzieli problemu pomiędzy nią a życiem w konkubinacie, zdradach, złodziejstwach… obcowaniu z cudzą żoną czy cudzym mężem… i nie przeszkadza w takiej mentalności przynależność do pobożnych modnych grup pożerających lwią część dotychczasowych katolików, jak charyzmatyzm” zielonoświątkowy, przewalający się od kilkudziesięciu lat jak tsunami przez polskie parafie.

Przetacza się przez Kościół ta „odnowa Kościoła” i zanika za nią szacunek dla świętych Tajemnic. Zanika poczucie sacrum, Pan Bóg jest odarty z majestatu Stworzyciela, który nagradza za dobro a za zło każe, człowiek nie ma względu na Jego wielkość i potęgę. Dawniej prosty człowiek patrzył w niebo, obserwował zjawiska przyrody, chmury nawałnic ciągnące ciężko i groźnie, pioruny burzowego nieba i drżał, widząc potęgę Stworzyciela, który to wszystko do istnienia powołał. Skoro stworzył pioruny i wulkany, morza i płomienie, człowiek będący blisko natury umiał Go miłować ale i lękał się, wiedząc, kim jest sam i widząc po dziełach Bożych, Kim jest Bóg.

ogień święty

Dzisiaj większość ludzi jest oderwana od reszty stworzenia, od własnej natury. W większości skoszarowana w miasteczkach i miastach w klatkopodobnych domach, zarabia jako trybiki na taśmie produkcyjnej, na której nie widać ani początku ani sensownego końca pracy. Najczęściej swoją pracą nie zarabia na dobrobyt ani swój ani swoich potomnych. Jest odarta z kontaktu ze stworzonym światem ale i z kontaktu z dziełem własnych rąk. Takim człowiekiem można manipulować, pokazać mu reflektor nad głową i wmówić, że tak wygląda słońce. Pokazać mu odbicie księżyca w błotnistej kałuży i nauczyć myśleć, że to księżyc.

Łatwo oszukać człowieka, który nie ma kontaktu z prawdziwym światem stworzonym, autentycznym, niefałszowanym i niekłamanym dziełem Bożych rąk. Potęga i piękno tego stworzenia wiele o Bogu świadczy i przejmuje pokorą, uwielbieniem i czcią.

Łatwo jest oszukać człowieka, który nie widząc sensu swojego działania jednak ma w duszy głód nieśmiertelnej ważności wszystkiego, co czyni.

Prawdziwa Wiara jest odpowiedzią na ludzkie tęsknoty. Mówi o prawdzie nieśmiertelnych ludzkich zasług w życiu najprostszych ludzi, najbanalniejszych zajęć jak i w losach królów, mędrców, namiestników. Daje owo ziarno prawdziwości, i uczy, jak żyć i co czynić, żeby umocować życie w duchu i zakorzenić je w nieśmiertelności, przez co każdy ludzki gest, słowo i myśl zakorzenia w przyszłym świecie. Uczynki nasze zaś idą przed nami na Boży sąd, są potężnym orężem albo w walce ze złem i obwieszczają nasze zwycięstwo, albo wyprzedzają nas na zatracenie, bowiem św. Jakub mówi, że „Wiara bez uczynków martwa jest”. Czyn nasz więc przynosi i takie owoce w postaci wiecznej śmierci – czyli śmierci duszy, potępienia. Człowiek bowiem zmuszony będzie tracąc życie duszy nadal istnieć. Większej męki nie będzie. Ta jest ostateczną, niepojętą, żyć i na wieki być umarłym w swojej duszy, najwznioślejszej części swego człowieczeństwa.

Cóż się zatem stało? Aby pozbawić ludzi tej Wiary która poprzez ducha zdobywa Niebo, wrogowie Kościoła i kłamcy, wprowadzili do Niego duchy spoza Kościoła. Sami cudzołożąc z cudzymi bożkami nabawili się plugawych chorób i obcując z Przeczystą Oblubienicą Chrystusa, zamiast się Nią opiekować, jak Boskim ogrodem, pilnować i chronić, sami wnieśli w Jej „ogród zapieczętowany” choroby własnego religijnego cudzołóstwa. Chcieli zarazić tym Oblubienicę Chrystusa, Kościół Święty, zadając jej gwałt zaślubin z obcymi bogami. I tak odpadli od Kościoła.

Duch Święty, dany Kościołowi by nawracać pogan, i dawać życie duchowe wierzącym, który spoczął na ludziach i rozprzestrzenił się nawracając, oczyszczając, odrywając od cudzołóstw, nieczystości żydowskich i pogańskich rytuałów, został zastąpiony przez demony krzyczące, histeryzujące, które upadają, płaczą, które w afekcie „rozmodlenia religijnego” depczą prezbiteria, nie klękają przed Bożym majestatem w Jego własnych świątyniach a wypinają się do Niego zadkiem, tańczą, bujają bioderkami, machają flagami i używają do ekspresji nie tylko pup, ale flag, bębnów, od wielu lat dyskotekowych oświetleń…

Duch Święty, którego owocami są:

miłość, radość, pokój, cierpliwość, łaskawość, dobroć, uprzejmość, cichość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość,

został zamieniony na demona, który:

nie umie znieść krytyki, entuzjazmuje się i szuka wrażeń, jest zawiedziony, gdy nie ma wyjątkowych znaków i uzdrowień; niełaskawie odnosi się do niewtajemniczonych, nie jest cichy i ciszy nie szuka, z wiernością u niego kłopot, bo charyzmatycy sławni są z problemów z moralnością; skromność nie objawia się tam, gdzie jest popyt na zwracanie na siebie uwagi przez cudowności i niezwykłe „dary”, wstrzemięźliwości nie ma, nie jest potrzebne ograniczenie się w tygodniu do jednego nabożeństwa kiedy można być na trzech, czystości choćby duchowej nie ma, bo nie ma zachowywania depozytu Wiary, jest łączenie się z każdym, nawet heretykiem w zgromadzeniach charyzmatycznych całkowicie ponad kościołami, wiarami i wyznaniami.

Mamy więc ogień z Nieba, przed którym zasłaniał twarz Mojżesz, i zdejmował sandały by nie kalać butami świętej ziemi, mamy słup ognia, który prowadził Izraela i Mojżesza, który stawał przed Namiotem kiedy Mojżesz miał się modlić i rozmawiać z Bogiem.

I mamy „ogień”, który nie umie uszanować kościołów i inspiruje, aby świeccy deptali i skakali po prezbiterium, gdzie poza kapłanem od początków wieków chrześcijaństwa nawet królom nie wolno było wchodzić chyba że w roli ministranta.

Mamy „ogień” w imię którego coraz to bardziej egzotyczni i odnoszący sukcesy ewangelizatorzy zarabiają krocie na wejściówkach na stadiony czy błonia.

Mamy „ogień” który tak rozpala wiernych, że skaczą i tańczą w kościołach i obecność Boga nie tylko jest obojętna, ale jest tłem… Manipulując mówi się, że się skacze po kościele „na chwałę Pana”.
Niczyje kolano się nie zgina, nikt ust nie zamyka ze względu na świętość i wielkość Tego, który jest w tabernakulum. ogień z nieba

Powołują się na Dawida i Żydów, że tańczy się jak Dawid przed Arką, nie wiedząc, że tam nie było żywego Boga? Nie wiedząc, że ołtarze na których kapłani składali ofiary za czasów Dawida, były nietykalne dla niepoświęconych Bogu i za sprawowanie kapłańskich czynności niepowołanych Bóg karał śmiercią?

Jaki „ogień” jest w stanie tak rozpalić ludzi, żeby deptali swoje własne świętości, żeby nie szanowali Boga w Jego własnym domu.

Przeglądaliśmy profile zespołów, które oprawiają muzycznie seanse uzdrowicielskie w kościołach. To świetny biznes na niszczeniu sacrum. Co jeden zespół to drugi albo wydaje płytę, albo już ją wydał, albo wyda za chwilę. I pieniądze się sypią na niszczeniu Katolickiej Wiary.

Ewangelizatorzy stadionowi i uzdrawiacze także nie narzekają. Robią spektakl z omdlałymi kobietami, które do stanu wrzenia doprowadza emocjonalna i rytmiczna muzyka, i „łaski” się sypią, „uzdrowienia” się dzieją, adrenalina znieczula, endorfiny uszczęśliwiają. Znak pokoju utuli, któż by pamiętał o prawdzie wyrażonej w Najświętszej Ofierze Mszy Świętej, że jest to moment w którym serce Jezusa pęka. Nasz Pan Jezus Chrystus wydaje okrzyk i umiera a kapłan właśnie przełamuje Jego Ciało… Mówimy, że dokonuje się Ofiara bezkrwawa, ale jak przeistoczona Hostia choćby w Sokółce spadła na ziemię, zamieniła się w Ciało Serca Pańskiego i ta „bezkrwawa ofiara” okazała się jednak krwawą…

Ale któż o tym pamięta, wtedy obejmując sąsiadkę czy sąsiada. Rozrzewnieni ludzie rzucają się w ramiona drugiego człowieka, cóż Pan Jezus… Przecież On mnie kocha, więc tulimy się dalej, wcale nie musimy pamiętać, ze to jest Kalwaria, w każdej Mszy Świętej. Dla charyzmatyków” to uczta protestancka. Naprawdę nikt nie pamięta, że to chodzi o śmierć Chrystusa za grzechy. Gdzie grzech! Skoro Bóg tak nas kocha!

Ten „ogień” nie uczy miłości do Boga i poświęcenia ze swojej strony, żeby zasłużyć na Jego miłość, żeby wynagradzać Mu za zło. On zaskakuje miłością, daje uzdrowienia, On się cieszy „każdym moim gestem”, nic tylko kąpać się w tej atmosferze bez ograniczeń, całym sobą… aż do zemdlenia, aż do utraty zmysłów, aż po ekstatyczny krzyk, aż się padnie z wrażenia …

kobieta w kościele

W tym ogniu idą się kąpać szczególnie kobiety. Emocjonalne, znużone swoimi rolami jako matki, żony, spracowane i zmęczone monotonią życia, szukają czegoś nadzwyczajnego. Banalna miłość męża jest prozaiczna a każda ma pragnienie poczucia mocnego miłosnego dreszczu. „Brazylijskie seriale” żerują na tych kobiecych marzeniach eksploatując je medialnie.

Charyzmatyczna odnowa” eksploatuje je religijnie. I tu zauważamy grubymi nićmi szyte ręczne, masońskie sterowanie Kościołem. Pod koniec XX i w początkach XXI wieku w wielkich miastach organizowano po kościołach i salkach spotkania z liderami „odnowy” o południowoamerykańskich rysach twarzy. Liczono na pójście za ciosem po słynnych telewizyjnych serialach. Jednakże efekty były mizerne. Zwrócono się wtedy po doświadczenia niszczenia Kościoła na Zachodzie. I wtedy pojawił się czarny mężczyzna w białej koloratce o mięsistym rozpłaszczonym nosie, co zawsze zapowiada „duży potencjał”.

Dla nieświadomych kobiet urzekające jest przekładać na(d) Boga własne miłosne tęsknoty i niespełnienia, zawody i uczucia. „Charyzmatyzm”  nie prowadzi do poniesienia własnego życia i usytuowania w sferze ducha swoich problemów, obowiązków i trudności. Uczy zaspokajania tych braków doraźnie i w sposób fałszywy. Nie daje nasycenia jak głęboka modlitwa, która ożywia ducha na dalsze walki.

Odnowa charyzmatyczna”wywołuje problemy, których nie było i osłabia ducha przez nieuporządkowanie uczuć i popędów. Ruch ten sam tworzy zapotrzebowanie na siebie, sprowadzając rozchwianie, zdemonizowanie i duchowe problemy uczestników.

Człowieka oderwano od naturalnego porządku stworzenia, podrywając wiarę w niezmienne wartości przekazywane przyszłym pokoleniom. Przez manipulowanie liturgią, modlitwą, obyczajem, katechizmem, prawem kościelnym usunęło nienaruszalne wartości Wiary i kościelnej dyscypliny. Zamiast skały Wiary Apostolskiej stworzono ciągle zmieniające się mielizny poglądów i odmian kultu,  co pozwoliło przyjąć charyzmatyczny ruch” jako protezę prawdziwego nabożeństwa. W świecie tak oderwanym od wszelkich stałości, od życia duchowego, dano ludziom fałszywy ogień zaspokajający powierzchownie i oszukańczo głód miłości, religii, prawdziwości Wiary. Dano sztuczne ognie zamiast ognia Ducha Świętego. Okradzionym ludziom dano na pocieszenie imitację, która rozbudza uczucia, sferę emocjonalno – fizyczną i zmysłową, przez tańce, flagi, perkusje, śpiewy, upadki i okrzyki.

Tajemnica tej masońskiej roboty obiecuje uniesienia niekoniecznie religijne. Gdyby jakakolwiek kobieta, czy mężczyzna w jakimkolwiek innym miejscu zachowywali się tak, jak na odnowie charyzmatycznej”, czy w kościele jezuitów w Łodzi, czy innym podobnym miejscu, albo by byli określeni jako szaleńcy, albo rozpustnicy szukający wrażeń. Wszędzie indziej byłoby to świadectwem rozpusty, szaleństwa i niezrównoważenia psychicznego, ale w kościele…

Kościoły do niedawna były otoczone takim szacunkiem, że cokolwiek by się w nich nie działo, uznawane było za wyraz woli Bożej, łaski, działania Ducha Świętego i  samego Boga. Być może to zaufanie do kościoła (bardzo wygodne), do duchowieństwa pozwoliło tak wielu nie zareagować, skoro to ksiądz organizuje, to przecież on wie lepiej, uczony w teologii, przecież by nie niszczył Wiary…

I tak się wprowadziło kult hormonów, uczuć, motylków w brzuszku, kawiarniane wrażenia z pogranicza lunaparów, tanga i tańce, otumaniającą muzykę i prymitywną mantrę o boskiej miłości do człowieka, która nawet szacunku dla Bóstwa nie wymaga.

Chirurgicznym cięciem usuwa się potrzebę i umiejętność wewnętrznej, skupionej modlitwy będącej podstawą duchowego życia.

Nie mówią o grzechu i w tak rozbuchanych emocjonalnie grupach grzech nie umiera, raczej się wzmaga, co widzi każdy, kto oczy posiada.

Księża pośród rozgrzanych kobiet, w aurze swojej wielkości szamanów mogą się sycić widokiem omdlałych niewiast, które koniecznie potrzebują oparcia, czy męskiego ramienia czy kapłańskiej modlitwy, która ma im tu i teraz ocalić życie. Atmosfera rozszalałego haremu z samcami alfa u których każda doprasza się o miłosierny dotyk, schlebia próżności księży. Dla tych wrażeń nie umieją stanąć na straży Najświętszego Świętych i obronić kościoła przed profanacją, sacrum przed zbezczeszczeniem, dusz ludzkich przed duchem zwodzenia, który wie, za co chwycić by większość dała się uwieść.

Tak Ducha Świętego zamieniło się na „ogień”, który wprowadził dyskotekę „na chwałę Pana” do kościołów, gdzie nadal jeszcze, może już naprawdę niedługo, jest Chrystus, jak widzieliśmy w Sokółce, w nie całkiem bezkrwawej Ofierze, której podczas uczty braterskiej nikt nie zauważa, zajęty dotykaniem po egzaltowanej pieśni i tańcu sąsiada czy sąsiadki, a najlepiej wszystkich w kościele.

To zgodne z działaniem fałszywego „ognia” obecności duchowej kogoś, kto ani Kalwarii, ani Ciała ani Krwi Pańskiej zgiętymi kolanami i ciszą pełną szacunku uszanować nie umie.

Nie dziwią w tym kontekście manifestacje czegoś, co na innych Mszach Świętych milczy a na tych dziwnie często na Podniesienie głos, wrzask, ryk i rzężenie podnosi…

Bo myśmy zapomnieli, że jest jeszcze ogień nieugaszony nie pochodzący z Nieba, a na Ziemi noszący dla zwiedzenia szaty anioła światłości.
A poza tym sądzę, modernizm musi być zniszczony. Jak Duch Święty nie ma nic wspólnego z duchem zwodzenia, tak modernizm nie ma nic wspólnego z Wiarą katolicką.

Modernizm podmienił Trzecią Osobę Trójcy Przenajświętszej na Niosącego Światło zmiany Wiary, Liturgii i obyczaju, dlatego jako dzieło szatana ubliżającego Bogu w Jego własnych świątyniach, musi być zniszczony.

_________________________________________

W czasie wojen punickich Marcus Porcius Cato zwany cenzorem, każde wygłaszane w Senacie rzymskim wystąpienie kończył zdaniem: Ceterum censeo Carthaginem esse delendam, (łac.) ‚A poza tym sądzę, że Kartaginę należy zniszczyć’ albo: Delenda est Carthago ‚Kartaginę trzeba zniszczyć’ albo: Videtur et hoc mihi Carthaginem non debere esse ‚jeszcze to mi się wydaje, że Kartagina nie powinna istnieć’.
Redakcja zamienia słowo ‚Kartagina’ na słowo ‚modernizm’ i czeka na święto zniesienia modernizmu w Kościele Rzymsko – Katolickim 🙂

Jedna myśl w temacie “Delenda est Carthago.✽

Add yours

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑